Dzień w którym postanowiłam założyć bloga...

Zaczęło się niewinnie. Obudził mnie rano mój prywatny osobisty budzik, domagający się zapełnienia żołądka. Gdy potrzeba pierwszego brzdąca została zaspokojona, do akcji wkroczył brzdąc numer 2. I tu dopiero się zaczęło, bo gdy pierwsze jest jeszcze na etapie piersi, to drugie samo nie wie co chce na śniadanie. I mama, nagle zamienia się w światowej sławy Mastechefa we własnych czterech  ścianach. Mamo ja chcę jajecznicę ale tylko z dwóch jajek, nieee jednak chcę naleśniki bananowe, nie ma bananów? ALE JA CHCĘ! I po godzinie negocjacji udaje się namówić na tą jajecznicę, lecz po dwóch kęsach co słyszę? Już nie mogę, przecież chciałem naleśniki bananowe. To co robi "wzorowa" mama? Ubiera dzieci w tym niemowlaka i śmiga po banany, a gdy naleśniki bananowe są gotowe standardowe JUŻ NIE DAM RADY. I co? Jak to co? Dupcia rośnie, bo przecież nie wolno marnować jedzenia…..takie życie matki. Pociesza mnie na razie myśl, że mam jedną porcję, bo córka jeszcze nie jest na tym etapie żywieniowym, jednak znając życie za pół roku będę wcinać naleśniki bananowe przegryzione brokułami. Dalej dzień przebiegał spokojnie, siedzenie godzinami przy karmieniu malutkiej (a później dziwić się, że mąż mówi, że całymi dniami siedzę….nie mogę zaprzeczyć tylko szkoda, że w międzyczasie muszę oglądać dinozaury chodzące po pokoju, patrzeć jak rakieta startuje oraz rozwiązywać masę problemów od których zależne są dalsze losy całej ludzkości typu „mamoooo jest gdzie moja skarpetka z ciuchcią”), gotowaniu obiadu, bawieniu się w szkołę, sklep, klockami, czy uciekaniu przed dinozaurami. Gdy wszystko już było zrobione, młodsze dziecko położone do łóżeczka, starszak ładnie się bawił a ja już myślami siedziałam przy kawce zrobionej pięć godzin temu,  nagle usłyszałam głośny płacz dobiegający z naszej sypialni. Wchodzę i nie wierzę własnym oczom. Cały materac i ściana ociekają strawionym już po części mlekiem. Taki mały człowieczek…noo jakim cudem ja sie pytam? Oczywiście mój dwumiesięczny brzdąc się już zaciesza, bo zbędny balast wyrzucony (więc zaraz znów będzie godzinne karmienie). Zaczynam sprzątanie w tym czasie słyszę głos mego pierworodnego „mamooo! kupa!” to idź do łazienki! -wołam. Nagle przybiega synek w ręce trzymając swoje śliczne majteczki w potworki, z niespodzianką dla mamusi „troszkę się ubrudziły”….noo tak przecież nie może być za miło.






 Po obiadku czas na spacerek o ile uda nam się wyjść przed zmrokiem, bo to różnie z tym bywa (ojjj boję się pomyśleć co będzie zimą). Gdy wyruszamy w końcu w drogę jest już luz, dopóki któreś nie jest głodne i o ile starszak zrozumie to niemowlę chce tu i teraz. Jednak dajemy radę i mimo brudnych pampersów, krzyków, ciągłego noszenia i picia zimnej kawy, kocham być mamą!!!




Mam szczęście bo moje dzieci i tak są wyjątkowo grzeczne a może tylko ja tak to widzę? Tak czy siak jest super i korzystam z każdego wspólnie spędzonego dnia, bo czas szybko leci. Dzieci naprawdę rosną w przerażającym tempie, a te chwile już nigdy nie powrócą. Po ciężkim dniu, gdy dzieci już słodko spały, a ja mogłam spokojnie wypić moją kawkę z rana, zasiadłam przed komputerem (chociaż nigdy tego nie robię z racji, że zazwyczaj wybieram spanie, dzIsiaj zrobiłam wyjątek) i postanowiłam założyć tego bloga. Podzielić się z wami moimi historiami a także doświadczeniem jakie udało mi się dotychczas zdobyć. My mamy musimy trzymać się razem także zachęcam do śledzenia kolejnych postów i dzielenia się swoimi historiami z życia wziętych. Pozdrawiam bardzo serdecznie i ślę duuużo buziaczków oraz życzę wytrwałości każdej mamie:)  

Pamiętajcie! Macierzyństwo jest super :)





2 komentarze:

  1. Jestem w złej kondycji psychicznej... Dzisiaj nic nie jest ok
    Sorry

    OdpowiedzUsuń